6 września 2011

Jestem straszną sierotą... Zapomniałam wziąć ze sobą aparat... Ogółem nie przypuszczałam, że prowadzenie bloga równocześnie będąc w trakcie przeprowadzki to takie trudne zadanie...
Dużo zadań, mało czasu i presja, że czegoś zapomnę, a wszystko to skumuluje się w jakąś tragedię, z której nie będzie ratunku :D
Jestem panikarą, wiem.

Dziś zrobiliśmy z M. małe zakupy wyposażeniowo-dekoracyjne, ale o nich napiszę innym razem ;)
Chodzę tak po mieszkaniu, szperam i wymyślam, co by tu zabrać jeszcze. Mam przyzwolenie wziąć wszystko poza...

Moim psim cudem. Obawiam się, że o ile puste ściany i kąty można jakoś zagospodarować, to pustki po zwierzęciu nie da się niczym wypełnić. Czasem mi głupio, że bardziej na zapas martwię się tęsknotą za psem niż rodziną, ale co zrobić ;P


Ok, zostawiam bloga z Fendi śpiącą na podręcznikach siostry i przyrzeczeniem, że jutro pojawi się tu post z prawdziwego zdarzenia :D